sneakers life warsaw vol. 1

Pierwszy raz o Sneakers Life usłyszałam prawie dwa lata temu będąc u Julii i Kamila w Londynie. Wtedy była to jedynie koncepcja bez nazwy. Odważna, bo wiązała się z organizacją imprezy w Polsce, gdzie scena sneakersowa jest specyficzna a i odległość dzieląca przyszłych organizatorów od docelowej lokalizacji nie pomagała. Początkowy plan zakładał imprezy w 2016 roku. Wydarzenie odbyło się rok później. Dokładnie w niedzielę, 11 czerwca.

Na tydzień przed przygotowania szły pełną parą. Buty przeliczone i spisane, metki zrobione, snideheadowe koszulki wyprane. W Babce do wynajęcia pojawiliśmy się z Łukaszem wieczorem w przeddzień imprezy. Przygotowanie stoiska okazało się drogą przez mękę. Pierwsze 20 par ułożyliśmy w półtorej godziny. Dramat. Brak koncepcji mocno dawał nam się we znaki. Jak zaczęliśmy o 18:20, tak skończyliśmy po 23:00 i byliśmy ostatnimi osobami, które opuściły Barkę tego dnia.

W niedzielę pojawiliśmy się chwile przed rozpoczęciem imprezy. Nigdy wcześniej nie jechałam na takim luzie. W sobotę pomimo niekończących się przygotowań efekt finalny przerósł moje oczekiwania. Byłam dumna zarówno z nas, że daliśmy radę, jak i ze stoiska, które świetnie się prezentowało.

Początkowo chciałam podzielić stoisko na część sprzedażową i ekspozycyjną, jednak ze względu na miejsce ograniczyłam się do tego, co mam na sprzedaż. Pośród butów do znalezienia były również książki, które ku mojemu zaskoczeniu cieszyły się powodzeniem, co strasznie mnie cieszyło.

Niesamowitą sprawą było spotkanie i zamienienie paru słów z osobami, z którymi nie widuję się na co dzień. Rudy, Urciu i Rafał, wielka piątka dla Was! Poznałam także kilka nowych twarzy.

Jako jordanhead nie mogę nie wspomnieć o jedynej w swoim rodzaju okazji zobaczenia jordanów MJ'a na żywo. Sam widok nie budził we mnie tylu emocji, co w osobie interesującej się postacią Jordana, jak i kimś kto oglądał jego mecze, jednak kurcze... nikt wcześniej w Polsce nie zrobił wystawy poświęconej jordanom. Szczególnie tym oryginalnym. Sama poznawałam temat przez ekran monitora a tu proszę, możesz sobie popatrzeć na kawałek historii. Mało tego! Gerard opowiedział o swojej kolekcji. Kto przegapił wykład ten może nadrobić zaległości oglądając relację King of VI.

Atmosfera była luźniejsza niż na jakiejkolwiek innej warszawskiej imprezie. Strefa chill out z leżakami i foodtruckami była strzałem w dziesiątkę. Dodatkowym plusem było pojawienie się Cydrotrucku zaopatrującego wydarzenie w Cydr Lubelski. Niby nic a cieszy nie będąc najgrubszym alkoholowym kalibrem.

Za absolutnie cudowny wymysł uważam stoły z czarnymi nakładkami. Spotkałam się z nimi pierwszy raz i nie chciałabym wystawiać się na żadnych innych. Świetnie skupiały wzrok na tym, co najważniejsze czyli na butach. Do plusów zaliczyłabym też lokalizację. Znajdująca się przy Arkadii Babka to świetne lokum. Zaskakująca była także liczba customizerów i renowatorów. Nie wiem ile ich dokładnie było ale przynajmniej cztery stoiska uginały się od spersonalizowanych butów. Dodatkowo drukarka 3D... no po prostu WOW!

Żałuję, że impreza ograniczyła się do parteru. Mam nadzieję, że przy kolejnej edycji wykorzystanie zostanie także i piętro i że liczba zarówno prywatnych wystawców, jak i sklepów się podwoi.

Pierwsza edycja była mocarna. Julia i Kamil, dzięki wielkie za możliwość wystawienia się. Widzimy się na drugiej edycji.

AKTUALIZACJA
Po publikacji przypomniały mi się dwie sprawy. Pierwsza, momentami było za głośno. Koncerty za ścianą skutecznie uniemożliwiały komunikowanie się z drugą osobą. Druga kwestia to jednodniowa impreza. Było świetnie i chciałoby się aby taka impreza potrwała cały weekend.        




































Komentarze

Popularne