happy Air Max Day... NOT!
Nie usłyszycie ode mnie życzeń z okazji dzisiejszego "święta". Air Max Day nie jest dla mnie niczym innym jak marketingowym nagrobkiem modelu, który był ikoną. "Był" jest tu słowem kluczem.
W mojej zajawce Air Maxy odegrały bardzo dużą rolę. Zaszczepiły we mnie bakcyla na buty z systemem - gdy on istniał i był wyczuwalny a nie ograniczał się do "Air" w nazwie. Pamiętam to ślinienie się do zdjęć rodzinych i zagranicznych sneakerheadów. Spędzanie setek godzin na portalach aukcyjnych w poszukiwaniu JAKIEJKOLWIEK pary Maxów. Poznawanie co to znaczy jakość sławnego "suede and meshu", czym jest wygoda i w końcu o co chodzi w tym całym kształcie i bryle - co do dziś myślę, że co sneakerhead to ma co innego na myśli używając tych pojęć. Ale czy nazewnictwo ma tu znaczenie? Nie liczy się frajda z wymiany doświadczeń.
W ogóle myślę, że to Air Maxy były siłą napędową dla sporej części sneakerheadów w początkowej fazie ich zajawki. Ilość maxów w Polsce w tamtych czasach jak na ich mocny brak dostepności była nieproporcjonalna. Ludzie mieli kompletnego hopla na punkcie wydań z lat 1999-2005. Odnoszę się tu do zamierzchłych czasów sięgających jeszcze grona tematycznego Street Kicks na grono.net i forum Suedenadmesh (RIP).
Przypomina mi się premiera AM1 Parra x Patta. Nie miałam okazji liznąć tego wydania lecz jak na tamte czasy nie wydawało mi się być pretendentem do bycia Świętym Graalem. Jakość wydała mi się okej, ale bez szału. Wtedy retail wynosił, jeśli dobrze pamiętam, 150€. Dziś ludzie się o nie zabijają. Bardziej namacalnym, choć i tak to mocno subiektywne stwierdzenie z mojej strony, jest retro Elephantów. Cieszę się, że miałam okazje je przez moment mieć, bo dzięki temu wiem, że nie ma do czego wzdychać. Jest to pozycja skierowana dla osoby chcącej mieć namiastkę OG lecz jest to tak dalekie od oryginału biorąc pod uwagę jakość, wykonanie i wygodę, że naprawdę szkoda pieniędzy a mowa tu o małej fortunie. Mnie o wiele bardziej ujmuje coś co naprawdę jest zajebiście wykonane typu Urawy czy Wings & Waffles. Do tych wydań nie da się przyczepić, są dopracowane pod absolutnie każdym względem. W ramach przypominajki pozostawiam sobie i wam link do artykułu na Sneaker Freakerze poświęconym śmietance Air Max 1.
Gdyby nie skłonność pianki do sypania się i mocny spadek jakości Maxy byłyby pewnie do teraz jednym z moich ulubionych modeli. Tak naprawdę dziś chodzi mi po głowie tylko jedno wydanie i to 90-tek a nie jedynek i to jest kurde tak smutne. Podobnie jak informacja o wydaniu reedycji Shima Shima i Urawów.
Komentarze
Prześlij komentarz