PODSUMOWANIE ROKU 2018

Robienie podsumowań nigdy nie było czymś moim. Co zresztą widać po tym blogu. Pierwszą i ostatnią próbę podjęłam pięć, już sześć lat temu. Starczy.

Za często skupiam się na tym, czego nie mam. Niekończąca się pogoń za nową parą odbiera mi radość z tego, co noszę na co dzień, kiedy każda z nich była moim małym marzeniem. Czas spojrzeć z nieco większej niż zazwyczaj perspektywy i zmierzyć się z tym, co przyniósł rok 2018 pod kątem butów. A trochę tego towaru na przestrzeni ostatnich dwunastu miesięcy się zebrało. Przegięłam i pora się z tym zmierzyć.

Sock darty długo wywoływały u mnie odruch wymiotny. Były wszędzie, a gdy coś jest wszędzie nie jest dla mnie. Kwintesencja przesytu formy nad treścią. Kapka materiału przyklejona do pianki. Śmiech na sali nie buty. Tak je widziałam. Wiedziałam, że nie są warte retailu. Trafiłam na nie będąc w outlecie. Miał to być czysto testowy zakup. 80 zł za parę wydało mi się uczciwą ceną. I jak się okazuje, całkiem słusznie. Sprawdziły się podczas niejednego spaceru będąc typowo letnim papciem. Outletowe promocje przyczyniły się także do upolowania bordowych blazerów.

Jeśli miałabym powiedzieć, co "siedzenie" w butach mnie nauczyło oprócz wprawnego oka byłaby to cierpliwość. Szereg zdarzeń przyczyniło się do obniżenia mojej porywczości i zdobycia większych pokładów rozsądku. Mówię tu głównie o sytuacji, gdy w chwili premiery mam olbrzymie parcie na daną parę, co utrzymuje się kilka dni po, aż przeistacza się w "okej, może kiedyś". I takich "okejek" odłożonych na później w porywach do "nigdy" w ubiegłym roku kilka wpadło. GLIII x Slam Jam Socialism "6th Prlll" i Reigning Champ, Air Beacon, XI 72-10, Space jam i Columbia, sailowe AM1 pinnacle, AJ1 HI black, AF1 canvas. Wszystkie miałam na oku i cena każdej pary, czy to retail czy cena z drugiej ręki była dla mnie za duża. A, że w kwestii kasowej nie odpuszczam i jest to warunek nie do przeskoczenia to nie było o czym rozmawiać. Każda była dość niespodziewanym strzałem w cenie, w której chciałam ją mieć. Czy może być coś lepszego niż okazja dopasowana do własnych potrzeb? W kolekcjonerstwie lepiej się nie da. Przynajmniej w tym, które wyznaję i praktykuję.

Sporym zaskoczeniem był powrót Hong Kongów (AF1). Ta kolorystyka jest jedną a najbardziej charakterystycznych dla kolekcjonerów AF1 oraz stosunkowo drogich. Jeśli podchodzisz do spraw zdobywania kolejnych par zdroworozsądkowo jak ja ten okaz jest teoretycznie nie do zdobycia. W teorii wiele rzeczy jest niemożliwych ;) Po przestudiowaniu kilku porównań przedstawiających różnicę między retrem a OG stwierdziłam, że warto spróbować. Wykonanie okazało się być zaskakująco dobre. Wyściółka i wkładka jak w OG, skóra w porządku. Powrót do początków zajawki na AF1 - bezcenny, wiadomo.

Długo wyczekiwane Shadowy (AJ1) były największym rozczarowaniem. To najdroższa para, jaką kupiłam w 2018. Ciemniejszy odcień szarości nie przypadł mi do gustu, a i same buty śmierdziały chińską fabryką przez bardzo długo, co było dla mnie nie do zniesienia, przez co rzadko je nosiłam. Spadek cen po premierze wywołał u mnie zakłopotanie. Nie wiem co zrobić ze swoją parą. Najlepszy przykład na to, jak można utopić pieniądze.

Wznowienie Curry (AM1) było przełomowym wydarzeniem. Pierwowzór widziałam setki razy. Nigdy nie budził we mnie większych emocji. Był okej, to wszystko. Reedycję kupiłam z ciekawości i... oniemiałam. Autentycznie. Były świetne. Od kolorów przez materiały na wykonaniu kończąc. Wierność odwzorowania była niesamowita. Myślę, że to mój numer jeden biorąc po uwagę ubiegłoroczne retra, na pewno. Są świetne. Nieco mi przymałe, ale świetne.

Bardzo dobry powrót zaliczyły także Spany (Air Span II). Oryginał nie był wykonany z najwyższej jakości materiałów. Z retrem jest podobnie, lecz nie o wykonanie chodzi w tym modelu a o zachowanie sylwetki i charakteru lat '80. Burgundowo-biało-szare cw od razu wpadło mi w oko. Cieszę się, że udało mi się je dorwać, a i każdy spacer w nich sprawia mi ogromną frajdę, bo to wygodny but.

Dzięki promocjom na Zalando i Atafie udało mi się zgarnąć damskie AM95 dusty peach i hempowe dunki za śmieszne pieniądze. Obie pary bardzo sobie cenie i lubię w nich śmigać. Szczególnie w AM95. Przekonałam się do tego modelu pomimo umiarkowanej wygody spowodowaną stosunkowo twardą pianką zajebiście się prezentują i wprowadzają trochę koloru. Hempy pomimo super wyglądu niestety do trwałych nie należą (materiał na toeboxie się przeciera), dlatego je oszczędzam.

Na dość nieszczęsnej odnodze Zalando zwanym Zalando Lounge dorwałam AM1 Anniversary w czerwonej, oryginalnej kolorystyce. Od chwili wyjęcia ich z pudełka do teraz nie wiem co o nich myśleć. Szmery bajery pokroju okazjonalnego pudełka nie są dla mnie. Zero efektu "WOW". To poprawne retro lecz może patrzę na nie przez pryzmat reedycji z 2002 roku, którą miałam i którą bardzo lubiłam. Pomimo tego, zostawiłam je. Zobaczymy.

Z bieżących wydań dwa zapadły mi w pamięć. AM1 zaprojektowane z tenisistką, Marią Sharapovą. Po kilku miesiącach od zapowiedzi przekopałam cały internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o dacie premiery. Żadnych szczegółów nie udało mi się znaleźć. Koniec końców, trafiłam na nie na eBay. Okazało się, że wylądowały w amerykańskich outletach i ludzie skupują je na potęgę. Mocno nietypowe wydanie, za sprawą dwukolorowych sznurówek, jak i wykonania. Użyte materiały robią wrażenie, zaskakująco dobre jak na nowoczesną bylejakość. Jeżeli o nich nie słyszeliście koniecznie nadróbcie zaległości. Podobnie jak AM95 NRG. Nike nie umie w buty zimowe. Wszystko oznaczone jako winterized, duckboot czy sneakerboot można sobie wsadzić w tyłek. W kontekście warunków atmosferycznych żadna para od Nike'a mi się nie sprawdziła. Czego nie mogę powiedzieć o wspomnianych dziewięćdziesiątkach piątkach. Są zajebiste. Jak ładne tak wytrzymałe. Zrobione z bardzo przyjemnej skóry i nubuku. Przechodziłam w nich praktycznie cały miesiąc. Spełniły moje oczekiwania w stu procentach. Rzadka sprawa.

Przesiadywanie na Ebay'u przyniosło mi dwa, nieplanowane zakupy. Damskie AF1 iD w burgundowym odcieniu. To moja ulubiona para. Z jednej strony kolor, który uwielbiam. Z drugiej, wykonanie. Użyta skóra w żadnym wypadku nie wskazuje na 2016 rok, w którym ta para została zrobiona. Strasznie je lubię. Dunki Earthquake wzięłam głównie ze względu na kontrast niebieskich sznurówek i szarej cholewki. Bardzo przyjemne wydanie, a i mój sentyment do tego koszykarskiego klasyka wciąż jest bardzo mocny.

Głównym narzędziem dającym mi poczucie kontrolowania sytuacji pod kątem sneakersowych wydatków jest Excel, dlatego na koniec trochę informacji. W 2018 roku kupiłam 44 pary, z czego 28 zostawiłam, co stanowi 64% wszystkich poczynionych zakupów. Resztę tj. 16 par zwróciłam bądź sprzedałam. Średnio kupowałam dwie pary na miesiąc. Głównym źródłem zakupów był eBay.com, tuż za nim jest oficjalny sklep Nike. Miesiącem, który przyniósł mi najwięcej nowych nabytków jest listopad (6 par). Drugim najbardziej owocnym był maj (5 par). Cena najtańszych butów wynosiła 81 zł. 639 zł pochłonęła najdroższa z nich. Średnia cena jednej wyniosła 246,46 zł, a średni koszt z wysyłką często ze stanów do kraju utrzymał się na poziomie 291,94 zł.

Komentarze

Popularne